Później był Marcin. Mały, krępy blondyn, który doszedł do nas w siódmej klasie. Był wysportowany, a ja nie. Na WF-ie nigdy nie ćwiczyłem. Całą lekcję spędzałem w szatni. Czekałem zawsze aż zacznie się rozgrzewka i wymykałem się do szatni niepostrzeżenie. A co było w szatni? No jego buty oczywiści, bo jak każe tradycja, na WF-ie ćwiczy się w trampkach. Reszta chłopaków lubiła ćwiczyć, więc nie przeszkadzali mi przez czterdzieści minut. Jego najki miałem tylko dla siebie. Piotrek, jako ulubieniec pana wuefisty, mógł grać w najkach, więc nie dało się bawić jego butami, ale najki Marcina mi wystarczały. Zaczynałem od dotykania. Później masowałem się nimi po całym ciele. W końcu wąchałem, lizałem... Nie mogłem ich założyć na nogi, bo były dużo za małe. Ale mogłem założyć na ogon! To, że były mniejsze, nawet mi pomagało. Onanizowałem się powolutku, spokojnie. Zawsze, kiedy zbliżał się koniec przystawałem na chwilę, by za chwilę zacząć jeszcze raz. To mogło trwać i pół godziny. Pewnego dnia ktoś mi przeszkodził. Właśnie przechodziłem od masowania do onanizowania. Stojący ogon na wierzchu, jego buty w rękach, pot na czole. Wchodzi... ...Marcin. Boże. Ścięło mnie z nóg. Myślałem, że wyskoczę przez okno. Jakież było moje zdziwienie, kiedy on wziął jednego buta ode mnie i założył tak samo... Przez cały czas wymykał się tak samo jak ja, ale zostawał po drugiej stronie drzwi i podglądał mnie onanizując się jednocześnie. Tego dnia nie wytrzymał i dołączył do mnie. No i wyszło na to, że zaraziłem go moim zboczeniem.
Wszystko co chcielibyście wiedzieć, a baliście się zapytać lub nie wiecie gdzie szukać
środa, 26 marca 2014
Pierwsze opowiadanie sneakers, miłego czytania ;)
"Miałem wtedy jeszcze jedną miłość. To był Piotrek. Ulubieniec
nauczycieli, piękny, wysportowany chłopak. Nie bujałem się z nim, ale
podziwiałem z ukrycia. Miał śniadą cerę, Był najwyższy, najszybciej biegał,
najwyżej skakał, najlepiej grał w kosza... ...no i najładniejsze nosił buty.
Nie wiem, skąd je brał. Wtedy już regularnie odwiedzałem plac, oglądałem
nowości. Byłem na bieżąco, ale takich najków nie widziałem. Pewnie mamusia
przywoziła mu z Niemiec. Często tam jeździła w jakichś ciemnych interesach.
Piotrek często kupował nowe buty. Wszystkie były świetne ale te najki jednak
najbardziej mi się podobały. I chyba jemu też, bo mimo nowych zakupów, ciągle
nosił tę jedną parę. Były już tak z zużyte, że guma na podeszwie została tylko
na środku. Po bokach widać było piankowe wypełnienie. Jednak ani jemu ani mnie
(jego cichemu wielbicielowi) najwyraźniej to nie przeszkadzało.
Później był Marcin. Mały, krępy blondyn, który doszedł do nas w siódmej klasie. Był wysportowany, a ja nie. Na WF-ie nigdy nie ćwiczyłem. Całą lekcję spędzałem w szatni. Czekałem zawsze aż zacznie się rozgrzewka i wymykałem się do szatni niepostrzeżenie. A co było w szatni? No jego buty oczywiści, bo jak każe tradycja, na WF-ie ćwiczy się w trampkach. Reszta chłopaków lubiła ćwiczyć, więc nie przeszkadzali mi przez czterdzieści minut. Jego najki miałem tylko dla siebie. Piotrek, jako ulubieniec pana wuefisty, mógł grać w najkach, więc nie dało się bawić jego butami, ale najki Marcina mi wystarczały. Zaczynałem od dotykania. Później masowałem się nimi po całym ciele. W końcu wąchałem, lizałem... Nie mogłem ich założyć na nogi, bo były dużo za małe. Ale mogłem założyć na ogon! To, że były mniejsze, nawet mi pomagało. Onanizowałem się powolutku, spokojnie. Zawsze, kiedy zbliżał się koniec przystawałem na chwilę, by za chwilę zacząć jeszcze raz. To mogło trwać i pół godziny. Pewnego dnia ktoś mi przeszkodził. Właśnie przechodziłem od masowania do onanizowania. Stojący ogon na wierzchu, jego buty w rękach, pot na czole. Wchodzi... ...Marcin. Boże. Ścięło mnie z nóg. Myślałem, że wyskoczę przez okno. Jakież było moje zdziwienie, kiedy on wziął jednego buta ode mnie i założył tak samo... Przez cały czas wymykał się tak samo jak ja, ale zostawał po drugiej stronie drzwi i podglądał mnie onanizując się jednocześnie. Tego dnia nie wytrzymał i dołączył do mnie. No i wyszło na to, że zaraziłem go moim zboczeniem.
Trafiliśmy wszyscy do ósmej klasy. Marcin z wakacji wrócił w nowych butach.
Zwinął je jakiemuś kolesiowi na obozie. Sprawa nigdy nie wyszła na jaw. Tylko
mnie się przyznał. Rodzicom nie musiał nic mówić, bo nie interesowali się nim
zbytnio. Dawali kasę i na tym ich rola się kończyła. To były asics'y. Nie były
wtedy zbyt znane w Polsce. Ten koleś z obozu był amerykańskim Polakiem i
przyjechał do ojczyzny na letni wypoczynek. Wtedy zapragnąłem mieć poprzednie
buty Marcina. Pokochałem te najki przez ostatni rok. Postanowiłem zdobyć je za
wszelką cenę. Pożyczyć nie mogłem, bo chciałem je na zawsze. Namówiłem go, żeby
mi je sprzedał. I sprzedał. Gwizdnąłem mamie parę złotych i wieczorem
pojechałem do Marcina. Przyniósł je z pokoju. Biegał w nich przez całe lato.
Ten zapach... To było cudowne. Zapłaciłem, zapakowałem do plecaka, wyszedłem.
Moje podniecenie dochodziło do granic możliwości. Po drodze był park. Wstąpiłem
na mały seansik. Zadekowałem się na ławce między krzakami..."
Później był Marcin. Mały, krępy blondyn, który doszedł do nas w siódmej klasie. Był wysportowany, a ja nie. Na WF-ie nigdy nie ćwiczyłem. Całą lekcję spędzałem w szatni. Czekałem zawsze aż zacznie się rozgrzewka i wymykałem się do szatni niepostrzeżenie. A co było w szatni? No jego buty oczywiści, bo jak każe tradycja, na WF-ie ćwiczy się w trampkach. Reszta chłopaków lubiła ćwiczyć, więc nie przeszkadzali mi przez czterdzieści minut. Jego najki miałem tylko dla siebie. Piotrek, jako ulubieniec pana wuefisty, mógł grać w najkach, więc nie dało się bawić jego butami, ale najki Marcina mi wystarczały. Zaczynałem od dotykania. Później masowałem się nimi po całym ciele. W końcu wąchałem, lizałem... Nie mogłem ich założyć na nogi, bo były dużo za małe. Ale mogłem założyć na ogon! To, że były mniejsze, nawet mi pomagało. Onanizowałem się powolutku, spokojnie. Zawsze, kiedy zbliżał się koniec przystawałem na chwilę, by za chwilę zacząć jeszcze raz. To mogło trwać i pół godziny. Pewnego dnia ktoś mi przeszkodził. Właśnie przechodziłem od masowania do onanizowania. Stojący ogon na wierzchu, jego buty w rękach, pot na czole. Wchodzi... ...Marcin. Boże. Ścięło mnie z nóg. Myślałem, że wyskoczę przez okno. Jakież było moje zdziwienie, kiedy on wziął jednego buta ode mnie i założył tak samo... Przez cały czas wymykał się tak samo jak ja, ale zostawał po drugiej stronie drzwi i podglądał mnie onanizując się jednocześnie. Tego dnia nie wytrzymał i dołączył do mnie. No i wyszło na to, że zaraziłem go moim zboczeniem.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
czekamy na więcej :)
OdpowiedzUsuńwkrótce się pojawią ;)
OdpowiedzUsuń